moje tworki

piątek, 24 grudnia 2010

Święta, Święta...!

Witajcie kochani podczytywacze!
Gdy zakladalam tego bloga nie spodziewalam się,  że tak wiele osób będzie tu zaglądać.
Dziękuję Wam za to, że jesteście, zagladacie, podczytujecie, zostawiacie komentarze....
Dziękuję również za inspirujące pomysly na Waszych blogach, za Wasze kulinarne przepisy oraz ciekawe opowieści...
Dziękuję za Wasze dobre rady i cieple slowa...
Dziękuję...

Dziś króciutko.
Życzę Wam Świąt spokojnych, pokrytych bialym puchem, wiele radości w tym rodzinnym świętowaniu, dużo czasu dla najbliższych, podarków wymarzonych ( choć to najmniej ważne)a przede wszystkim aby w ten świąteczny czas zdrówko Wam dopisywalo.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Uwierzylam w magię świąt

Dzisiaj mialam jakiś makabryczny dzień, a może tak mi się tylko wydawalo, sama nie wiem...
Zaczęlo się niewinnie - zlośliwość rzeczy martwych, ot tak po prostu autko wzięlo się i spsulo, niom, to dokulalam się z dzieciakami do szkoly i ,,popędzilam,, 30/h na godzinę do specjalisty na diagnozę, co by ucho przylożyl i zerknąl na dolegliwości mojego rączego rumaka.Po drodze wyobrażalam sobie miny pozostalych ,,pędzących,, za mną ,,szczęśliwców,,, ba nawet z tego wielkiego szczęścia, że nadal się jakoś toczę, a nie stoję zaczęlam sama do siebie cytować slowa, które prawdopodobnie padaly w  ciągnącym się za mną mega korku.
Tak rozmawiając sama ze sobą dojechalam w końcu do celu. Cala szczęśliwa i zadowolona - prawie w ,,skowronkach,, otworzylam drzwi do magicznej dla mnie krainy smarów, olejów i silników.Wielkie i ogromne bylo moje zdziwienie, gdy od wejścia mój ,,mistrz,, napraw wszelakich wbil mnie wzrokiem w ziemię i oznajmil, że on ,,dziś nie ma czasu na pierdoly , mam spadać i wrócić najszybciej po świętach,,.
Oj kochani, mimo nadchodzących świąt i calej magii przedświąteczniej mialam w tym momencie wielką ochotę bardzo mocno zgrzeszyć i golymi ręcami go..., albo od razu siekierką, co by mu troszkę lżej bylo...
Koniec końców jakiś glos anielski w mojej duszyczce mnie przekonal, co by się na pięcie odwrócić i więcej u owego specjalisty nogi nie postawić.Ale niestety na tym nie koniec, mój rumak się zeźlil i wziąl się zakopal we wjeżdzie do onej magicznej krainy. Chcąc nie chcąc musial mistrz chwycić w dlonie lopatę i rumaka odkopać ( a dobrze mu tak!), oszczędzę Wam jednak cytatów wypowiadanych w trakcie akcji ratunkowej.:D
Kiedy wyjechalam spowrotem na drogę dopadla mnie wewnętrzna burza z piorunami i ogromne gradobicie, zaczęlam znowu mówić sama do siebie, tych cytatów również Wam zaoszczędzę, bo święta nadchodzą i należy być w tym czasie czlowiekiem życzliwym...:D
Tak więc ,,turlając,, się do domciu, polykając slony dezczyk osobiście przez mój organizm wyprodukowany obmyślalam plan jak by tu mojego rumaka uleczyć...,,prezenty prawie wszystkie zrobione, produkty świąteczne kupione, nijak tu wykombinować taniego doktora...,,
Z marną perspektywą na najbliższe wyprawy do miasta oraz paskudnym nastrojem dojechalam do domciu.
Kiedy mnie mój Tomcio taką dobitą zobaczyl, to od progu przytulil - od razu mi lepiej się na duszy zrobilo, ale slony deszczyk przemienil mi się w wielki wodospad Niagara, jakby nagle jakaś mega tama puścila...
W amoku jakimś chyba bylam, bo szybciutko do swoich zapasów sięgnęlam po naleweczkę rozmarynową na dolegliwości wszelakie oraz na skolatane nerwy.Po naleweczce, choć na winku robionej i niskoprocentowej przyszlo nagle olśnienie...przecież można z cudu techniki w postaci laptopa skorzystać i innych doktorów w świecie poszukać! Niom, ale inny pewno tani nie będzie, a moja ,,kasa zapomogowo-pożyczkowa,, wyjechala dziś daleko i do wieczora nie wróci....ale nagle coś mnie tknęlo, żeby  dla pewności mój skarbiec za pomocą onego laptopa sprawdzić...i.... oczy mi się otworzyly szeroko ze zdziwienia....jakimś cudem anielskim styczniowe dukaty przyplynęly w grudniu! Wiecie co? Uwierzylam w wielką magię świąt!
Nucąc sobie kolędę wystukalam szybciutko numer do nowego doktora leczącego przypadlości rumaków.
Co prawda bardzo zajęty byl, ale milym glosem oznajmil, że może jakoś mnie dziś ,,wciśnie,,.Cokolwiek by to mialo znaczyć :D szczęście wielkie mnie ogarnęlo....mówię Wam...magia świąt....to dziala!
Dokulalam się do milego doktora, mój rumak zostal uleczony, a po skarbcu hula wiatr...
Taki byl final dzisiejszej historii.
A żeby nie bylo, że leniuchuję, to wrzucam zdjęcie moich masosolnych tworków foremkowych, którymi zarazilam się od Ushii

 I mój kochany pomocnik w akcji

wtorek, 14 grudnia 2010

JAK KTOŚ MOŻE NIECH POMOŻE

Dzisiaj krótko. Wiem, że takich apeli jest w sieci mnóstwo, ale mnie za serce ścisnęlo kiedy zobaczylam tą mlodą dziewczynę i żal  mi dzieciaczka, który mialby się bez mamy wychowywać....

czwartek, 9 grudnia 2010

Zima na rancho

 Dziś ciepelko się zrobilo, więc ruszylam sobie rano na spacerek do pobliskiego sklepu. Korzystając z okazji porobilam troszkę zdjęć. Osobiście bardzo nie lubię zimy ( dla mnie może być nawet +40, byle nie poniżej 0, :D), ale patrząc na te fotki zaczynam się do zimy przekonywać. Zobaczcie sami jaka ona potrafi być piękna.

Zaśnieżone rancho
Droga do sklepu przez pola, lasy, ląki...
Jeszcze kawaleczek i będę na miejscu
Wyciąg oczekujący na weekendowych szuserów

W drodze powrotnej przekonalam się, że mojej gminy zima zbytnio nie zaskoczyla

I już widać domek

poniedziałek, 6 grudnia 2010

MIKOŁAJKI

Dzisiaj u mnie wyglądalo tak:


 Wedlug starej rodzinnej tradycji Mikolaj wklada slodkości do butów. O dziwo tym razem mlodzież nie wychwycila momentu przybycia Mikolaja i rzucila się po lakocie dopiero po przebudzeniu. Największą radochę miala malutka, przecierala oczka i zaglądala do bucików.
Mikolaj mial niezly klopot, bo mloda zaniosla buty do szewca, a w coś trzeba bylo te slodycze wlożyć, poszperal mikolaj w szafie i znalazl adidasy.
Padam dzisiaj z nóg, bo czekalam calą noc na Mikolaja :D. Po ogarnięciu chaosu, jaki zostawila mlodzież wychodząc do szkól zabralam się za nastawienie ciasta do pierniczków i za

świąteczne ciasteczka wedlug przepisu mojej mamy -P Y C H O T A! Będąc dzieckiem zawsze je uwielbialam i zostalo mi tak do dziś. Pamiętam jak przed świętami wyjadaliśmy z bratem bakalie pochowane przed nami po kątach, niezlą mieliśmy zabawę w poszukiwaczy skarbów. Biedna mama lapala się za glowę widząc nędzne resztki zapasów do dekoracji ciateczek, a dzialo się to wszystko za czasów PRL-u i takich frykasów w sklepach nie bylo.Pierwszą rzeczą jaką zrobilam tydzień po ślubie byl zakup 1kg rodzynek, wielu pudeleczek różnorakich posypek do ciastek i innych tego typu ,,pyszności,,.Zaprosilam brata na wielką ,, wyżerkę,, do dziś pamiętam jak nas potem mdlilo.:D.
Jakimś cudem udalo mi się zdobyć wpanialy komplet ciasteczkowych foremek, wyobraźcie sobie, że na pólce w hipermarkecie leżalo ostatnie opakowanie i czekalo specjalnie na mnie.Marzenia czasem się spelniają, bo zawsze o takich foremkach marzylam.
Mimo przedświątecznego zabiegania udalo mi się dokończyć zajączkowe zamówienie
A teraz już padam i pędzę do lóżeczka.

środa, 24 listopada 2010

POWRÓT DO ŚWIATA ŻYWYCH

Strasznie dlugo mnie nie bylo, ale mialam co robić wierzcie...Jako rodzinny sztabowiec pewnej kandydatki w wyborach mogę odtrąbić calkowity, niespodziewany, wielki sukces.Moja mama zostala radną sejmiku!!!
Dzialo się, oj dzialo, jako że budżet byl bardzo niski cala familia ruszyla do boju, co by wielkich firm nie trza bylo zatrudniać.Polowa familii od rana do nocy, a druga polowa od nocy do rana.A od 24 w piątek wielkie obgryzanie paznokci do poniedzialku. Nie do wiary, że to się udalo wlasnymi ręcami zrobić.Ufffff.....Wielkie dzięki dla wszystkich którzy trzymali kciuki, gdyby nie te kciuki, pewnie by się nie udalo.
Teraz nogi na lampę i kilka dni oddechu, a potem trza zamówienia pokończyć i się za święta zabrać.
Widzialam,że w blogowym świecie święta ruszyly pelną parą, cuda tworzycie, oj cuda. Muszę zaleglości blogowe nadrobić, poodwiedzać wszystkie znajome kąty i komentarze napisać.





Z braku nowych fotek wrzucam parę sprzed kilku tygodni. Robione wieczorową porą kiedy dzień się z nocą wital, bylo tak cudnie, że popędzilam z aparatem i pstrykalam jak w amoku jakimś bez opamiętania.

poniedziałek, 8 listopada 2010

JESIENNY ANIOL

Ne mam ostatnio zbyt wiele czasu, ale wrzucam szybciutko zdjęcie mojej wersji Jesiennego Aniola, którego niedawno dokończylam.




 U mnie dziś deszczowo i wieje, więc pozdrawiam Was cieplutko i zmykam.

niedziela, 7 listopada 2010

WYNIKI LOSOWANIA

Chciałam Wam bardzo serdecznie podziękować za udzial w zabawie, nie sądzilam że znajdzie się aż tylu chętnych na konio-losio-renifera w moim skromnym wykonaniu! Dziękuję również wzystkim, którzy zapisali się do grona obserwatorów mojego niedawno zalożonego bloga, cieszę się, że przypadl Wam do gustu.
Staralam się odwiedzić blogi wzystkich zapisanych do losowania, niestety z braku czasu kilka muszę pozostawić na później., ale obiecuję że na pewno je odwiedzę.
Ze względu na kandydowanie w zbliżających się wyborach pewnej bardzo bliskiej mi osoby, do 20 listopada będę miala mniej czasu na blogowanie, więc wybaczcie jeśli rzadziej będę zaglądać do Was i do mojego wlasnego bloga.
A tak wyglądalo dzisiejsze losowanie:

Wybaczcie malutkiej brak uczesania, ale nie moglam jej powstrzymać i po popoludniowej drzemce pobiegla prosto do koszyczka.Wylosowala Kalimonię, której serdecznie gratuluję (napisz proszę maila z adresem do wysylki).Pozostalym uczestnikom jeszcze raz dziękuję za świetną zabawę i zapraszam do podczytywania mojego bloga.Nie spodziewalam się aż tylu komentarzy.

piątek, 22 października 2010

Artystyczne wyzwania


                                                  Dziś od rana wyżywamy się artytycznie
  




 Mama w tym czasie odgruzowuje mieszkanie po wyjściu mlodzieży do szkoly :D




czwartek, 21 października 2010

Pierwszy śnieg

Dzisiaj zimnica jakaś przyszla nie wiadomo skąd i dlaczego.Rano wybralam się do miasta pozalatwiać to i owo, przemarzlam straszliwie, Te wesolo fruwające w powietrzu ogromne platki śniegu daly mi nieźle w kość.Żalowalam, że tej wiosny się nie zagapilam jak zwykle i wyjęlam opony zimowe z bagażnika, bo zwykle jest tak, że wożę je ze sobą cale lato :D (w moim bagażniku można nieraz cuda znależć, pelno w nim rzeczy typu,, a może się przyda,,).Gdybym je dziś miala, to pewnie bym wymienila.
Siedzę więc sobie cieplutko zawinięta w pledzik z kubolem gorącej herbaty ( kubol -czytaj kubek mamy, pojemność min 0.5 l :D) i nadaję do Was z Rancha. Przeglądam też moje ulubione blogi, których się u mnie ostatnio namnożylo za sprawą listy zapisów na moje Candy.Dziękuję wszystkim za odwiedziny.Cuda tworzycie dziewczyny, a Grey Wolf  wielki budowniczy ślicznego tipi przypomnial mi kawalek mojego dzieciństwa, kiedy to zaczytywalam się książkami Karola Maya.
  Martwi mnie fakt, że w dzisiejszych czasach dzieciaki czytają coraz mniej książek, bo to świetnie wplywa na wyobraźnię i nie tylko.Pamiętam jak po przeczytaniu książki obejrzalam nakręcony na jej podstawie film i strasznie się rozczarowalam, bo bohaterowie wyglądali zupelnie inaczej niż ich sobie wyobrażalam. Zresztą do dzisiaj przeżywam takie rozczarowania.Ciekawa jestem,czy tylko ja tak mam.
  Moje rączki wydlubaly ostatnio pokrowiec na termoforek, który w zimniejsze wieczorki nagrzewa mi lóżeczko, żeby przyjemniej się zasypialo.
Jeszcze Wam pokażę moją zlotą polską jesień sprzed kilku dni










 Znalazlam dzwoneczek, który uchronil się przed mrozem
 A to moje marcinki, niedawno zakwitly
 Klonik przebarwiony jesiennie