Najpierw ,,panna szyjąca,, na gorąco, bo przed chwilą wyszła spod igły .
Ano było tak...
W okolicach Świąt Bożego Narodzenia chłop pod moją nieobecność wziął się za porządki. Szuru buru, szast prast zaczął przemeblowywać domek, na moje nieszczęście zabrakło mu kilka mebelków do pokoju malutkiej. Myślał chłop, myślał...i... nagle niczym pomysłowy Dobromir popędził do mojej pracowni, a że pilno mu było efekt przemeblowania zobaczyć czym prędzej zaczął opróżniać mebelki w pracowni i się zaczęło.... Koronki...hmmm.... na glebę.... ups... guziki się rozsypały.... posprzątam później...może baba nie zauważy...najlepiej wywalę wszystko gdzie popadnie, bo przecież tyle tu tych pierdołek, że i tak nie ma różnicy gdzie co wywalę....Ojojoj...!!!! komputer leci.....chol....gleba.... ajć...!!!! Oj tam, po co jej komputer, grunt, ze maszyna do szycia cała....
Tyle w skrócie i to maxymalnym.... jednym słowem po powrocie zastałam ARMAGEDON.....
Nie pytajcie, co się działo przez następnych kilka dni, bo musiałabym Wam to bardzo niecenzuralnie opisywać :) W każdym razie na placu boju pozostał jeden martwy wojownik w postaci mojego komputera, wszelkie próby reanimacji nie dały żadnego rezultatu - jednym słowem TRUP...
W tej sytuacji kontakt ze światem miałam mocno ograniczony, tym bardziej, że biało i mroźno się zrobiło, nie wspominając o zwiększających się z dnia na dzień kosztach utrzymania stalowego rumaka.
Ale idzie wiosna! Chłop długo myślał, ale chyba przemyślał... jak to chłop.... Powiadomił mnie kilka dni temu, że w pewnym sklepie mam komputer do odbioru !!!! I że da mi na piśmie, że mój Ci on ( ten komputer), i nawet podpisze, że za wszelkie uszczerbki które spowoduje na życiu lub zdrowiu tego kompa odpowiada materialnie :).
Tym sposobem odzyskałam mój spokój wewnętrzny i mogę znowu nadawać z Rancha.
Dwa dni temu ulepiłyśmy z Monią ostatniego bałwana..., od wczoraj pada deszcz...
Małgosiu - teraz już wiesz dlaczego nie było mnie widać ani słychać :)
Kasiu - groszki znajdziesz
TU ale tych moich chyba nie mają akurat na stanie.